Spacerując niedawno z moim znajomym po Lublinie w pewien deszczowy dzień, przeszliśmy się, pogrążeni w rozmowie, w stronę ulicy Zamojskiej.
Dochodząc do ulicy Farbiarskiej naszym oczom ukazał się krajobraz jak po bombardowaniu (notabene w 1944 całkiem niedaleko, przy ul. Misjonarskiej lotnictwo sowieckie zrzuciło bomby na budynki). Wśród wszechogarniającego zniszczenia można zauważyć cegły, na których widnieją stemple lubelskich cegielni: „Lublin”, „Rury”, „Lemszczyzna”. Naszą uwagę jednak zwróciła osobliwość, dla której ów kolega przyprowadził mnie na teren dawnej łaźni. Chciał mi pokazać nietypowy, jak dla takiego miejsca napis, ułożony na szczycie ruin, „Game over”.
Pierwsze, co pomyślałem, budowlańcy zrobili sobie żarty i dla urozmaicenia lub rozrywki upiększyli miejsce rozbiórki takim napisem. Zawitałem tam jednak ponownie wczoraj, aby zrobić zdjęcie tej osobliwości. Tym razem przyglądając się dokładniej (poza tym było również jaśniej) zauważyłem, że cegły połączone są zaprawą. Czyżby nie był to przypadek? Zacząłem „szperać” w Internecie i znalazłem odpowiedź na swoje pytanie, skąd ceglane „Game over”.
Sam zakład powstał przed wybuchem I wojny światowej, założyli go Wacław i Józefa Łabęccy. Na początku funkcjonowała tutaj pralnia oraz farbiarnia. Jednak w 1921 r. małżeństwo postanowiło poszerzyć działalność o łaźnię, w tym celu rozbudowali istniejący zakład. W 1928 r. przedsiębiorstwo wzbogaciło się o pralnię benzynową, kotłownię i bieliźniarkę, a w 1937 r. dokonano kolejnej przebudowy budynków Łabęckich.
W czasie wojny zakład pozostał w rękach rodziny oferując swoje usługi lublinianom. Po wojnie w wyniku nacjonalizacji w jego miejscu założono Państwowe Przedsiębiorstwo Usług Pralniczych „Tęcza”. Do 1994 r. działała tu pralnia chemiczna, od tego czasu budynek stał zamknięty i z kolejnymi latami coraz to bardziej niszczał stopniowo zamieniając się w ruinę. Kompleks budynków pozostający w prywatnych rękach nie doczekał się remontu, ściana frontowa groziła zawaleniem, zdecydowano więc o częściowej rozbiórce. Możliwe, że w niedługim czasie reszta budynków również zniknie z naszego miasta.
Tak więc po dokonaniu rozbiórki na ruinach łaźni widnieje napis „Game over”. Ułożył go lubelski artysta Paweł Korbus. Jak sam stwierdził:
Łatwiej wyburzyć niż remontować, lepszy wolny plac w centrum miasta niż wymagający nakładów finansowych historyczny budynek. „Game over” ironicznie dopisuje się do przygotowania do 700-lecia miasta Lublina.
Cóż, sama łaźnia nie była wpisana na listę zabytków, szkoda… Nasuwa się jednak refleksja, czy nikt już nie dba o zabytki przemysłowe Lublina? Rozumiem kwestie własnościowe, spory z właścicielami, ale mimo wszystko? Piekarnia Kijoka niszczeje, młyn Kośmińskiego jest ruiną, młyn na Piaskach nie istnieje, wyburzono stare zakłady kotlarskie przy Kunickiego, by postawić tam Lidla, garbarnia na Towarowej niszczeje, rzeźnia miejska – kolejna ruina, Lubelskie Zakłady Naprawy Samochodów zniknęły, a w ich miejscu, jeśli się dobrze orientuję, powstać mają apartamentowce, zburzono młyn Freitaga na Kośminku, piękna wieża ciśnień z fabryki eternitu, również wygląda coraz gorzej, nie ma budynków po zakładach Moritza, gdzie w sylwetę „Klinu” lepiej, czy też gorzej wpasowała się „Gala”… Można by tak wyliczać i wyliczać. Owszem, niektóre z budynków doczekały się swojego drugiego życia, jak np. młyn Ajberszutza (dzisiejszy hotel „Młyn”), a może też niebawem dawna słodownia Vetterów przy Misjonarskiej. Jednak fakt, że większość obiektów poprzemysłowych pozostaje po prostu zaniedbana jest, przynajmniej dla mnie, zasmucający. Lublin to nie tylko Stare Miasto i muzea, jego rozwój i historię tworzyli ludzie, właściciele przedsiębiorstw, pracownicy fabryk, a budynki to niemi świadkowie rozkwitu i upadku lubelskiego przemysłu. Cóż, pozostaje nam tylko czekać, dla którego kolejnego poprzemysłowego budynku w Lublinie nastąpi „koniec gry”.