Twój koszyk jest obecnie pusty!
Wspierając portal ryneklubelski.pl, pomagasz nam tworzyć rzetelne, lokalne treści – bez reklam. W dowód wdzięczności za wsparcie cykliczne przekażemy Ci książkę. Szczegóły: buycoffee.to/ryneklubelski
Był tak popularny, że jego nazwisko pojawiło się wśród piątki najpopularniejszych ludzi Lublina w plebiscycie Kuriera Lubelskiego. Kim był Dionizy Prusak? Dlaczego nawet dzisiaj wszyscy wspominają jego działalność z niemałym sentymentem?
Pierwszą pracę zarobkową zdobył jeszcze za czasów okupacji. Pracował w piekarni przy ul. Kunickiego, a jego wynagrodzeniem był jeden bochenek chleba dziennie. W pewnym czasie do piekarni przybył nowy pomocnik o nazwisku niemieckim. Dyzio wraz z kolegami sprawił volksdeutschowi całkiem niemiłe powitanie. Niedługo po tym uciekł z tej pracy i wstąpił w szeregi Batalionów Chłopskich do oddziału kpt. Kmiecia w lasach bychawskich. Kiedy w 1944 roku rozpoczęły się walki o Lublin, Prusak brał w nich czynny udział. Potem przystąpił do zabezpieczania mienia społecznego. I to był już początek jego służby milicyjnej.
W 1945 roku rozpoczął służbę w ruchu drogowym. Szkolił pierwsze dziewczęta – milicjantki, potem został delegowany do walk z żołnierzami wyklętymi, wówczas nazywanych po prostu bandami lub „zaplutymi karłami reakcji”. Uczestniczył w walce pod Tomaszowem przeciwko próbom zjednoczenia NSZ i UPA i innych ugrupowań reakcyjnych (tutaj nie jesteśmy pewni co do prawdziwości tego faktu). Uczestniczył w boju o Łuków. Zlikwidował „bandy” Młota (Władysława Łukasiuka) i Szatana (Tadeusza Orłowskiego, która ukrywała się koło Wąwolnicy) oraz wiele wiele innych.
W okresie względnej stabilizacji, Dionizy skończył kurs wychowania fizycznego, po czym został instruktorem wf. Następnie kończy kolejne szkolenie z zakresu ruchu drogowego. I tak rozpoczął się okres „sławy” milicjanta. Szczególny rozgłos przyniosła mu akcja z 1956 roku, kiedy to uratował przed zmiażdżeniem pod kołami samochodu 5 letnią dziewczynkę. Sam ucierpiał. Miał zmiażdżoną nogę. Podczas pobytu w szpitalu nie mógł oderwać wzroku od listów dziękczynnych. Niedługo po tym był świadkiem pożaru Karczmisk k. Opola Lubelskiego, gdzie wynosił ludzi z domów oraz ratował dobytek mieszkańców. Tam też ucierpiał. Został przygnieciony belką oraz był poparzony.
Tak rodziła się legenda Dyzia. Po latach dorosła Marta nazywała go wujkiem. Codziennie starszy sierżant wymieniał z mieszkańcami Lublina serdeczne uśmiechy i pozdrowienia.
Źródła:
A. Sułkowska, „Wujek Dyzio”, „Kurier Lubelski”, 1975.
Zdjęcia nadesłane dzięki uprzejmości p. Emila Iwanka.
Jest to skrzyżowanie Lipowej Chopina iNarutowicza
miejska legenda o specjalnie dla niego podrasowanym junaku; słychać go było w całym mieście
Krakowskie jak byk, po prawej kawałek poczty głównej dalej kapucyni.
Skrzyżowanie Narutowicza, Chopina, Lipowa, Piłsudskiego. Aparat uchwycił widok na ulicę Chopina, na rogu był sklep elektryczny, widać częściowo także wjazd w ulicę Lipową.
Dokładniej jest to widok na ulicę Chopina od strony skrzyżowania Lipowej, Narutowicza, Chopina i Piłsudskiego.
Wątpię, żeby to było skrzyżowanie ulic Lipowej, Narutowicza, Piłsudskiego z ulicą Nadbystrzycką, ta kończy się na skrzyżowaniu z ul.Głeboką .
Pomagamy
Chcesz zamówić artykuł sponsorowany?
Szukaj ofert na Linkhouse i Whitepress
Obserwuj nas
Dodaj komentarz