Notatki Lubelskie: Święta sprzed wieku

Wesprzyj portal, udostępniając znajomym:

Prawie w każdym lubelskim domu, w jedną z niepowtarzalnych nocy rozbłyśnie światło świec, a w aurze roznosić będą się zapachy domowych specjalności. Rodziny zasiądą do świątecznego stołu. W ten sposób zakończy się dość długi czas przygotowań na przyjście Chrystusa zwany Adwentem (od łacińskiego “adventus” – przyjście).

Czy nie zastanawia Państwa jak przeżywano ten czas w ubiegłych wiekach? Zapraszam do sentymentalnej podróży, w której przyjrzymy się tradycjom piastowanym w naszym Lubelskim grodzie.

Lubelskie tradycje

Według XIX-wiecznych źródeł, czas samego Adwentu lud Lublina spędzał uczęszczając do kościołów na poranne Msze Roratnie, co jak powszechnie wiadomo czyni się do dzisiaj. Natomiast ciekawym zwyczajem adwentowym (szczególnie na lubelskiej wsi) były codzienne “wieczorynki”. Obierano sobie dwie lub trzy największe chaty we wsi i każdego wieczora urządzano tam przeróżne zabawy. Wiejskie kobiety przędły na wyścigi, opowiadały sobie bajki, przypowiastki. Schodzili się też chłopi, którzy zajmowali się chociażby wiązaniem sieci czy powróseł. Nie mamy wątpliwości, że była to też okazja do wzajemnego poznawania się, jak i również powstawania związków. Owych “schadzek” zaprzestawano na ostatni tydzień przed zakończeniem roku. Panował wówczas na wsiach taki zabobon, że przędzenie w tym czasie może spowodować nieszczęście.
W pierwszy dzień świąt uroczysta Msza Św. w kościołach lubelskich odbywała się o północy. W drugi dzień świąt, czyli w św. Szczepana ludność szczególnie wiejska udawała się do karczem. W uroczystość św. Jana Ewangelisty, w lubelskiej katedrze księża rozdawali wino.
Od tych świąt aż do Popielca (potem do Matki Boskiej Gromnicznej), młodzi chłopcy nosili szopkę. Byli też tacy, którzy chodzili z gwiazdą sklejoną z papieru w środku której paliła się świeca. Prawdziwym ewenementem było jednak tzw. wesele Krakowskie, które też przemierzało ulice Lublina. Były to dzieci od 8 do 15 lat, którzy przebrani za włościan chodzili z latarnią przez ulice, trzaskając batem i śpiewając krakowiaka. Kiedy na zawołanie mieszkańców wchodzili do domów, śpiewali różne pieśni krakowskie i tańczyli poloneza, krakowiaka i mazura.
Przed laty w lubelskim kościele katedralnym, a potem w kościele Bernardynek (dzisiaj jest to kościół pw. św. Piotra i Pawła przy ulicy Królewskiej), co rok w czasie świąt Bożego Narodzenia była wystawiana szopka, zwana “żłobkiem” z Dzieciątkiem Jezus, Najświętszą Panienką, św. Józefem, Trzema Królami i pastuszkami z bydełkiem. W święta, dokoła “żłobka,” przyozdobionego choinką, gromadziła się uboższa warstwa naszego grodu, uczęszczająca przez cały rok na naukę katechizmu. Śpiewała tam kolędy, po czym z rąk swojego katechety, lub pań dobroczynnych, otrzymywała jabłka, orzechy, pierniki itp. bakalie świąteczne.

Jak wyglądała lubelska szopka?

Wszystkich szopek obnoszonych po lubelskich ulicach było trzy. Pod względem budowy zewnętrznej, oraz repertuaru figur, zachodziły pomiędzy nimi nieznaczne różnice.
Pudła były mniej więcej jednakowej wielkości. Malowano je na kolor ciemno-zielony, z okienkami i niszami. U góry zakończone były podwójnym daszkiem, bez wieżyczek, napotykanych w innych szopkach, albo z pojedynczym daszkiem i sygnaturką pośrodku, przypominającą konstrukcję wielu kościółków wiejskich. Jej postacie, z małymi wyjątkami, były wzięte ze scen teatralnych lub z życia codziennego.

Obnoszenie szopki – przebieg tzw. Herodów

W jednym z wydań czasopisma “Wisła” z 1896 roku tak czytamy o przebiegu wymienionych wcześniej widowisk domowych:

„Wezwani do któregokolwiek z domów, gwoli uciechy dziatwy, ustawiają swoją szopkę na dwóch krzesłach, zapalają świeczki (w stajence, z obu stron scenki i w daszku) i zaczynają śpiewać kolędę: Wśród nocnej ciszy, głos się rozchodzi… częstokroć z towarzyszeniem muzyki (skrzypce i harmonja).
Po odśpiewaniu kolędy na „scenę” wychodzi Anioł.

Scena 1. Anioł zgromadzonym przed szopką widzom składa życzenia tej treści:
„Szczęśliwą dziś mamy, pomyślną nowinę,

Gdy wdzięczna Maryja rodzi nam Dziecinę,

Rodzi nam rodzi prawdziwego Boga,

Gdy jest otwarta do zbawienia droga.

Niech ta Dziecina liczy złote czasy,

Niech na państwa zsyła laseczne kompasy,

Niech się odwdzięcza słowem i darem,

Niechaj się toczy fortuna kołem.

(Kłania się i wychodzi)
Scena 2. Krakowiak i Krakowianka.
Krakowiaczek ci ja

Z oddalonej strony,

Przyjechałem tutaj,

Szukać sobie żony.

Boć tu u nas zwykle

Niezgrabne kochanki,

A ja Krakowiaczek

Chciałbym Warszawianki.

W skromnym domku mieszka,

Poświęcona pracy,

nie bywali u niej

Tam lada próżniacy.

Weznę, weznę tę blondynę,

I wywiezę w dąbrowinę,

I w bory i w lasy,

I w zielone łąki.

Poszedłby tam każden

Do takiej małżonki.

Tak wy chłopcy róbcie,

Mej rady słuchajcie

Tylko sobie dobrych

Dziewcząt poszukajcie.

Będziewa kumami

I gospodarzami,

Bedziewa jeść, bedziewa pić

I ja będę z wami.

Lata ptaszek lata

Od krzaka do krzaka

Niechże będzie koniec

Tego krakowiaka.

(Krakowiak całuje Krakowiankę, oboje wychodzą)
Scena 4. Węgier potym Chłop. Węgier śpiewa:
Węgier kusy z olejkami,

Z prolejkami,

Do szopy przybywa:

Sem głosu dobywa:

Legiem, legiem, alntana,

Sem przynosym to dla Pana,

Strofem olejki.
(Potym mówi:)
-Sem nie kupitie, panowie, senesu, menesu, alakalabryny, sinego kamienia od głowy bolenia?
(wchodzi chłop)
-Oj przezacny doktorze, uwazacie, ja was tak prose: na uraź wielkom boleść ponose. Zebyście mi co poradzili, tobym wam dał i naddał.

– Wierom, panie gospodaru, dwa tromfa daj, zdrów pożywaj. Dwa jajka zjetie, w tieple wyspitie, oto waz bedie czwankowat. Dajtie buziaka pocałowat, zawtra prydietie – zapłatitie. (Całują sie chłop wychodzi, węgier śpiewa):

Witaj, dróżko świata tego!

O nic nie dbam w życiu wcale;

Każden widzi zazdrosnego,

Kiedy swoją fajkę palę.

U panienki czarne oczy,

U mnie usta, jak korale,

Mało ze skór nie wyskoczę,

Rzucam fajkę i nie palę.

(Wchodzi Chłop):

– O ja ci, psia konowale, ja ci fajkę popalę! Zadałeś ty mi badyli – kto wie, jakie byli. Jakem krzyknął: hajtuś pajtuś! od ranka, aż mnie wygnała z domu Franka

– Czi ty clopa szalona?

-A ty, paro, Węgrze w łeb postrzelona?!

-Sem jak tie utnę tą palicą w zęby, aż się posypią z pytla otręby.

– Dopomóz Boze! Kto kogo zmoze?!

Ni z tego nie z owego łup cup jeden drugiego (biją się).

– Chodźwa, paro, na komisyjo! Tobie, śmieciugo, garki, miski drutować, nie pocciwych gospodarzy kłamstwem osukować. (wychodzą).

Scen od 5 do 8 nie opublikowano w “Wiśle”.

Scena 9. W tej scenie występuje charakterystyczna i niespotykana w innych szopkach postać Szewczyka, który śpiewa:
A ja szewczyk na dorobku,

Mam sto butów na warsztacie.

Hej panowie służę chłopku;

Darmo grosza nie wydacie.

A ja szyję mało chwalę,

A ja dratwy nie żałuję:

Można hasać bez noc całą,

Mój się bucik nie popsuje.

O dopomóż wielki Boże,

Bo zarobek będzie suty!

Niechaj gesi boso chodzą:

Kto rozumie, to ma buty!

Szewc to w świecie pierwszy majster,

Chociaż trzyma smołę, klajster;

Ci, co szewcem pogardzają,

Niewiele rozumu mają.

Tam w sadeczku, pod liliją

Dwie kucharki szewca myją:

Jedna piaskiem, druga wiechciem,

A szewc zawsze śmierdzi dziegciem.

Sceny 10 i 11 nie opublikowano w “Wiśle”.

Scena 12. Pan Jabłoński potym Żyd: Jabłoński śpiewa:

Ja Jabłoński się nazywam,

Dzisij państwu zapowiadam

Miejcie na mnie bacznośc

Co ja państwu dziś powiadam.

Jestem pijak se zapustny

Całe swoje życie piję

Piję piję nie umieram

W tem kraju się poniewieram
Potym mówi
-Śpiewam ja sobie śpiewam, a posłałem szelmę Żyda na Zdroje po wilka futro. Jakoś go nie widać. (Śpiewa):
A gdy nam się pora zdarza, pora zdarza

I taka doba 2x

Pijmy zdrowie gospodarza, gdy sie spodoba 2x

Pijmy zdrowie gospodyni, gospodyni,

A gdy jo nima 2x

Pijmy zdrowie kto tu stoi, i świece trzyma 2x

Woła: Żydzie , faktor! (zjawia sie Żyd)
– ny, ny sklaniam panie Jabloński; czega waspan potrzebujesz?

– Czy ty masz szelmo Żydzie futro z wilka?

– Ny mam choćby kilka. Mam sobole, co po plecach kole

– Wiele ty chcesz za nie?

– Cztery bicze.

– A na czym będziem rachować, kiedy u mnie stół wąski?

– Ny co tam panie Jabłoński, łap cap aby prędzej do kieszeni.

– Chodź za mną na Zdroje

– Herste ja się tam boję!

– Chodź ze mną na Nalewki.

– Tam są szelmy dżywki.

– Chodź za mną na Nowy Świat.

– Herste, bodajeś pan sto kaczek zjad!

– Co ty szelmo Żydzie mówisz? W łeb Żyda, w pysk Żyda do ratusza szelmę Żyda (bije go)

– A waj giewałt strażnik milicjant! On miśli że to w los!

Scen 13 – 16 – nie opublikowano.

Scena 17. Król Herod, potem Feldmarszałek, Anioł, Diabeł i Śmierć. Król Herod mówi:
– Herbum, herbum (verbum), szlacheckie słowo, oto ja

jezdem król Herod, który mam cztery części świata,-

Drogie firamany (finnamenty) z gwiazdami

Pod swemi nogami.

Słyszałem, że się ma narodzić w Betlejem takowa dziecina,

Zawołajcie mi tu Feldmarszałka lub mego syna!
Wchodzi Feldmarszałek:
O stoję, stoję, waszej królewskiej mości

Słucham, gdy dzwonka powinności,

A kto wejdzie na wasze łoże,

Wyjdę, wyjdę, mieczem go położę.
Herod.
Dobrze, Feldmarszałku, idźcie do Betlejem,

Wszystkie dziecinę wysiekajcie, wyrąbajajce,

Memu synowi pardonu do głowy nie dopuszczajcie.
Feldmarszałek wychodzi. Po chwili wraca:
Wszystka dziecina w Betlejem wyrąbana, wysiekana,

nie dopuszczono głowy waszego syna. (Wychodzi).
Herod.
Och, cóż ja pocznę, król Herod, w mym frasunku?

Przybądź mi tu, czarny djable, do poratunku!
Wchodzi Djabeł.
– Alem… brr.. naści rogów albo widłów-przebij się od frasunku,
Herod.
Pójdź precz, piekielniku,

Wolałbym tu śmierć widzieć, niźli ciebie, paskudniku! (Djabeł wychodzi).
Wchodzi Anioł.
O zaślepiony człowiecze, o betaniczne kolo (!?),

Będą cię traktować w piekle ogniem i smołą.
Herod.
Pójdź precz, aniele,

Nie perswaduj mi tu wiele:

srebra i złota,

Pozwolę se, co zechce moja ochota.
Anioł.
Dobrze król perswaduje,

A wkrótce ujrzy, gdy śmierć przyparaduje.
Herod
Dobrze mię, aniele, witasz!

Nie lękam się, nie będę umykać…
Wychodzi Anioł, wchodzi Śmierć.
O, wchodzę, wchodzę w twe progi, marny potentacie,

A czegóż tak rychło i często na tę śmierć narzekacie?

Herod.

Stój, stój, damo jasnokoścista, zmień swoje złości!

Zdym ze mnie złote purpure, okryj swoje kości. . .
Śmierć.
Nie teraz, bogaczu; do wyroku,

Kiedy śmierć przy boku!

A teraz wpadłe, niedokładne losy (?),

Tnij głowę z karku, nie żałuj swej kosy!

Litanija, dodaj pomocy!
Ścina mu głowę i wychodzi. Wchodzi Djabeł.
– Co to cię, bogaczu, męczyła, dręczyła?

Moja dusza, twoje ciało,

Bo tak mi się spodobało.

Wstawaj-no, bogacza! (Uderza Heroda rogami i przyśpiewuje ):
Jezdem djabeł z Łysej góry, z Łysej góry,

Com cię popadł w swe pazury,

Królu Herodzie!

Za twe niegodziwe zbytki,

Chodź do piekła, boś ty brzydki,

Królu Herodzie!

Chodź na rogi,

Boś ty w piekle ubogi!

(Bierze Heroda na rogi i wynosi).
Scena 18. Dzidek z woreczkiem

A ty dziadku wychodź stary wychodź stary

Nastaw swojej miary

Na pieniążki na talary

Aby tylko państwo dali –

Prosimy państwa!

Na pieniążki i na zboże,

I w tę trochę co wleźć może,

Prosimy państwa!

A ja biedny dziadek nie mam nic swojego

Tylko pateneczki z drzewa lipwego,

Paciorki kokowe, co u pasa noszę

Ja za państwa dobrodziejstwa Pana Boga proszę…

Prosimy państwa!

(Otrzymawszy datek, wychodzi i po chwili wraca z pustym woreczkiem):

Pod zielonym gajkiem zieleni się trawka,

Tam paterze paśli woły, jedli kaszę z garka.

A Anioł przybieżał i tak im powiedział:

„Idźcie idźcie mali, radzibyśmy brali

Kolendeczkę na rączeczkę, aby państwo dali!

Jak państwo nie dacie, wielgi cud uznacie:

Garki, miski potłuczemy, co na szafach macie,

I półmiski z kiełbasami do szopy weźniemy,

Głosu dobędziemy!

A gdzie to ten kusy Janek,

Co chodził z toporkiem,

Siekierą się opasywał,

Podpierał się workiem?

Miał studnię za piecem,

Brał wodę przetakiem,

Ryby łapał grabiami,

Strzelał wilków makiem…

Prosimu państwa!

Wpadła igła w morze,

Zabiła niedźwiedzia

Siedzi komar na stodole,

Pije krew ze śledzia.

Dalej bracia dalej żywo

Palcie fajki, pijcie piwo

I rzucajcie w górę szklanki

Na wiwat swojej kochanki!

Przezacne panienki i przezacne panie!

Na dzisiejszy wieczór dam powinszowanie,

Dam powinszowanie, zaśpiewam co z duszy,

Dajcież nam pieniążków, niech was skrucha wzruszy.

Kto pieniążki miewa,

To w teatrze bywa.

Ja pieniążków nie mam,

To za szopką śpiewam.

Tekst powyższych Herodów został spisany z ust szopkarzy i pochodzi najwcześniej z roku 1894. Tak zwane “obnoszenie szopki” odbywało się pomiędzy Bożym Narodzeniem a świętem Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego). Istnieje też domniemanie, że ok. roku 1840 okres ten był dłuższy i trwał do Popielca (Z. Sierpiński, Obraz Miasta Lublina).

Słowo o szopkarzach na zakończenie

Lubelscy szopkarze rekrutowali się spośród osób bezrobotnych. Zazwyczaj byli to chłopcy, mający lat 15 – 17. Wraz z nimi w przedstawieniu uczestniczyli starsi członkowie, pełniący rolę reżyserów – mistrzów szopkarskiego kunsztu. To oni wraz z nastaniem zmroku nawoływali przed laty: “Szopka betlejska! Szopka krakowska!”, tworzyli niepowtarzalny klimat, którego w dzisiejszym zabieganym świecie próżno jest szukać.

Bibliografia:

Ignacy Wolanowski, “Szopki w Lubelskiem”, W: “Wisła. miesięcznik geograficzno-etnograficzny, pod red. A. Gruszeckiego, T.10 (1896), z. 3, Warszawa 1896.
S. Z. Sierpiński, Obraz miasta Lublina, Lublin 1839.
Oskar Kolberg, “Lud : jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce.” Ser. 16, Lubelskie. Cz. 1, Kraków 1883.
Nowa Jutrzenka, 1909 nr 51.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *