Premiera „Rozwój urbanistyczny Lublina w latach 1918 – 1989” (Kup teraz!). Wysyłka kurierem lub odbiór osobisty od 25 kwietnia

Sklep

Konto

Masz książkę, która zasługuje na życie? Sprzedaj ją do Kiosku! Sprawdź!

Jak to z burakami cukrowymi drzewiej bywało… – [dodatek: przepis na: placek babuni z buraka cukrowego]

Buraczana afera

– Pracowałem podczas kampanii jako tzw. procentomistrz – wspomina. – To byłą najlepsza fucha. Miałem za zadanie ustalić jakość buraków z danej dostawy. Inaczej mówiąc, patrząc na burak, ustalałem ile może mieć w sobie cukru. W zależności od tego, dostawca otrzymywał więcej lub mniej za tonę. Jeśli się nie zgadzał z moją oceną, to robiliśmy badania laboratoryjne. Ale to była rzadkość. Już pierwszego dnia zarobiłem dobrą dniówkę. Niektórzy po prostu wkładali mi pieniądze do kieszeni, żebym wyżej oceniał jakość ich dostawy. Na początku nie chciałem brać, ale potem się okazało, że wszyscy tu kantują, począwszy od tego na wadze, który za odpowiednią zapłatą zawyżał wagę. To był koniec lat 70. Wtedy byłem młody i głupi, ale w tamtych latach to była normalna sytuacja. Każdy brał.

O łapownictwie podczas kampanii cukrowniczej pisał w latach 70. ub. w. Stanisław Harasimiuk, jeden z dziennikarzy ówczesnego Sztandaru Ludu. Zatrudnił się on jako robotnik i w ten sposób powstał potem cykl reportaży „W buraczanym eldorado. Brałem łapówki”, w których opisywał ten proceder.

– Pamiętam, że po tych artykułach zrobił się ogromny szum – mówi Jacek Mirosław. – W komitecie partii odbyło się nawet specjalne posiedzenie i z tego, co pamiętam to ileś tam osób wyrzucili z pracy.

Korki i smród

Mimo wielu usprawnień, planów i obietnic kampanie buraczane przez wiele lat były odzwierciedleniem fatalnej logistyki w tamtych czasach. Niektórzy z plantatorów stali w kolejce nawet dobę, żeby sprzedać swoje buraki. Kolejka do cukrowni ciągnęła się nawet kilometrami: kończyła się np. w połowie ul. Nowego Światu. Ciągniki wracały z cukrowni załadowane wysłodkami, które często przelewały się z przyczep. Przy dodatniej temperaturze robiła się  z tego śliska maź, a zimą to zamarzało. Z tego powodu dochodziło od czasu do czasu do wypadków wskutek śliskiej w tym miejscu jezdni. Mieszkańcy Lublina skarżyli się wielokrotnie na łamach lokalnej prasy, że miasto jest nie tylko zakorkowane podczas kampanii buraczanej, ale żali się również na nieprzyjemne zapachy, które rozchodziły się z przejeżdżających z wysłodkami ciągników. Nie było to najlepsza wizytówka miasta, zwłaszcza że na taki pierwszy widok natrafiali często pasażerowie dworca kolejowego.     

Co ciekawe, w latach 1945-1952 podstawową formą zapłaty za buraki cukrowe był cukier w naturze. Plantator za każde 100 kg odstawionych do cukrowni buraków otrzymywał 3,7 kg cukru. Warto też wspomnieć o stabilnej cenie cukru. Po gwałtownej podwyżce w 1953 r., kiedy podrożał z 5 do 13 zł za kilogram, w następnym roku staniał do 12 zł (tyle kosztował do 1966 r.)  i po kolejnej obniżce do 10,5 zł – i taka cena obowiązywała aż do końca lat 70. ub. w.

Pierwsza, powojenna kampania cukrownicza miała miejsce w październiku 1944 r. Była to jubileuszowa, 50. kampania. Co ciekawe, główne uroczystości odbyły się w hali produkcyjnej cukrowni, a – jak pierwszy – zabrał głos ksiądz, który pobłogosławił zakład. Po nim przemawiali kolejni goście, w tym oficer Armii Czerwonej.  Cukrownia była pierwszym zakładem, który rozpoczął produkcję w powojennym Lublinie. Mogła dziennie przerobić wówczas 1,5 tys. ton buraków.   

Strony: 1 2 3

Wesprzyj portal, udostępniając znajomym:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *