Twój koszyk jest obecnie pusty!
Masz książkę, która zasługuje na życie? Sprzedaj ją do Kiosku! Sprawdź!
Nie oglądam namiętnie, lecz parę razy zerknąłem. Fani rosyjskiego serialu „Kozacka miłość” napewno znają postać Czarownika – Serafina, który zdaniem lokalnej społeczności potrafił rzucać złe uroki. I chociaż te rzeczy dziś wydają się zaściankowe i po prostu głupie, takie osoby niegdyś żyły także na lubelskiej wsi.
Przykładem byli tak zwani owczarze (w gwarze „owcarze”), którzy pracowali we dworze. Mieli oni we wsi szacunek i poważanie, gdyż prawdopodobnie przejęli spuściznę wiedzy po czarownicach. Tacy oczarze posiadali kość czarnego kota, gotowaną w zamkniętym garnku na rozstajnych drogach. Posiadacze takich kości mieli dostęp do przeróżnych cudactw. Większość czasu przebywali ze zwierzętami, co jak tradycja głosi, sprawiało że przejmowali moc tych zwierząt. A to dawało im nadludzkie możliwości, chociażby rzucania uroków, „zaklinania”, ale też i leczenia z wielu chorób.
Nową wiadomością podzielił się jeden z komentujących na portalu społecznościowym Facebook. Otóż okazuje się, że jego prapradziadek był prawdopodobnie takim owczarzem w XIX wieku i żył w podlubelskich wówczas Abramowicach, w bliskim sąsiedztwie kościoła św. Jakuba Apostoła. Według tradycji przekazanej ustnie, był on bardzo szanowanym we wsi człowiekiem, ale też bano się go, żeby kogoś w akcie zemsty przypadkiem nie „zaląkł”. Potrafił „sprowadzić złe”, gdy ktoś zalazł mu za skórę.
Pomagamy
Chcesz zamówić artykuł sponsorowany?
Szukaj ofert na Linkhouse i Whitepress
Obserwuj nas
Dodaj komentarz