Dla Wąwolnicy, wojna nie zakończyła się w 1945 roku. 2 maja 1946 roku Grupa Operacyjna Milicji Obywatelskiej, w ramach represji za wspieranie polskiego podziemia niepodległościowego, spaliła wieś Wąwolnica, używając pocisków zapalających, które celowo skierowano w zabudowania. Milicjantów wspierali funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa oraz żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którzy uniemożliwiali mieszkańcom gaszenie pożarów. W tej akcji zginęły trzy osoby. Straty materialne były ogromne – ponad sto budynków mieszkalnych i gospodarczych zostało spalonych, a duża część inwentarza zniszczona. Łączne straty poniesione przez 197 poszkodowanych mieszkańców wyniosły ponad 75 milionów 316 tysięcy ówczesnych złotych. Jak widziała to ówczesna prasa? Oczywiście wszystkiego się wyparła.
Gazeta Lubelska z 1946 roku pisała:
„Dnia 11 maja roku bieżącego, Polskie Stronnictwo Ludowe złożyło na ręce Premiera interpelację w sprawie spalenia w dniu 2 maja bieżącego roku osady Wąwolnica, rzekomo przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Po przeprowadzeniu szczegółowego dochodzenia wyjaśniam, co następuje:
W dniu 2 maja 1946 r. do Nałęczowa udali się dwaj instruktorzy świadczeń rzeczowych, celem realizacji należności. Inspektorom towarzyszyło 10 milicjantów i 6 robotników, stanowiących brygadę propagandową. W osadzie Wąwolnica grupa ta natknęła się na bandytów WIN-owskich, którzy na widok milicji rzucili się do ucieczki, ostrzeliwując się z pistoletów. Milicjanci pod dowództwem por. Kolczyńskiego podjęli niezwłocznie pościg, otwierając ogień do bandytów. Gdy milicjanci znaleźli się przy zagrodzie Wacława Łuszczyńskiego, zostali obrzuceni przez bandytów granatami. Milicjanci kontynuowali natarcie, a wówczas bandyci, aby oderwać się od pościgu, podpalili stodołę, a następnie kilka innych zabudowań. Z chwilą nadciągnięcia posiłków w postaci oddziału KBW i kilku funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa z Puław, przystąpiono do przeprowadzenia obławy. Jednocześnie żołnierze na rozkaz swoich dowódców przystąpili do akcji ratunkowej. Akcja ratunkowa była do tego stopnia utrudniona przez silne wybuchy materiałów wybuchowych i broni pochowanej w płonących zabudowaniach, że przybyłe na miejsce pożaru straże ogniowe, w obawie o życie, odmawiały pomocy w akcji ratunkowej, prowadzonej przez wojsko.
W rejestrach Urzędu Bezpieczeństwa figurują 23 nazwiska mieszkańców Wąwolnicy, będących członkami bandy Żuka. W osadzie Wąwolnica dotychczas zostało zamordowanych przez bandytów 4 milicjantów, jeden oficer Wojska Polskiego, 3 robotników (Głuchowski Piotr, Bielawski Edward i Cumela) oraz dwoje mieszkańców tej osady: Helena Wargocka i Antoni Wargocki, których brat jest oficerem Bezpieczeństwa.
Już powyższe wystarczająco charakteryzuje środowisko i teren, gdzie rozegrały się opisane powyżej wypadki. Dochodzenie ponadto ustaliło, że zbrodni spalenia osady dopuścili się członkowie bandy „Orlika” z plutonu „Zagona”, mianowicie: „Leonidas”, „Dąb”, „Zimny”, „Szczupak”, „Czarny”, „Podchorążak” i „Kolejarz”. W chwili obecnej organy Bezpieczeństwa są w trakcie ustalania, kto się pod wymienionymi pseudonimami ukrywa.
O przebiegu wypadków w Wąwolnicy zeznaje aresztowany członek bandy „Orlika” Witold Siedlec, ps. „Marnotrawny”: „Dnia 2 maja o godz. 13-tej siedmiu chłopców z leśnego oddziału „Zagona” udało się do Wąwolnicy na piwo. Pseudonimy tych, którzy udali się do Wąwolnicy, były następujące: „Zimny”, „Kolejarz”, „Leonidas”, „Dąb”, „Czarny”, „Podchorążak”, „Szczupak”. Wszyscy udali się z bronią palną w mundurach wojskowych. Kiedy doszli na wieś, kupili piwo i upili się. W tym czasie do Wąwolnicy przyjechała milicja. Jeden z członków organizacji WIN wyszedł ze sklepu i szedł drogą. Widząc nadjeżdżającą milicję, od razu oddał do milicjantów kilka strzałów. Milicja zaczęła ostrzeliwać członków organizacji WIN. Z leśnego oddziału wzmożono ogień z broni maszynowej. Milicja na skutek silnego obstrzału zaczęła się wycofywać. Po chwili nadjechało od strony Puław na samochodzie wojsko. Leśni oddali kilka strzałów do żołnierzy. Wojsko zatrzymało się i ukrywszy się w rowach, zaczęło strzelać. Leśni, widząc, że są okrążeni, zaczęli się wycofywać, lecz wojsko z jednej strony, a milicja z drugiej strony, zaczęli ich ostrzeliwać coraz mocniej. WIN-owcy, widząc, że są w pułapce, zaczęli się wycofywać pod osłoną dymu i pożaru, rzucając gęsto granatami. Wycofali się w stronę lasu Poniatowskiego bez żadnych strat w ludziach. Następnie przyszli na placówkę Niezabitów, gdzie całe zajście opowiedzieli. Podczas ich opowiadania obecni byli „Zagon” i „Barłoga”. Ten ostatni był dowódcą placówki. Po przyjęciu raportu „Barłoga” pouczył wszystkich obecnych, że trzeba szerzyć wiadomości, że wieś Wąwolnicę podpalili funkcjonariusze Bezpieczeństwa. „Zagon” oświadczył, że będzie oficjalny rozkaz dotyczący spalenia wsi Wąwolnica, który zostanie odczytany wszystkim organizacjom WIN, czy to na placówkach, czy w oddziałach leśnych. Dodał przy tym, że „należy szerzyć propagandę, że Bezpieczeństwo spaliło Wąwolnicę, aby ludność znienawidziła Bezpieczeństwo”.
Tak brzmią zeznania członka bandy. Z powyższego wynika jasno i bezspornie, że zbrodni spalenia osady Wąwolnica dopuścił się pluton bandy leśnej WIN, pozostający pod dowództwem „Zagona”, i że z inicjatywy bandytów „Zagona” i „Barłogi” rozpuszczono fałszywą wiadomość, że Wąwolnica została spalona przez funkcjonariuszy Bezpieczeństwa podczas rzekomego napadu na wieś.
Musimy stwierdzić, że już w tydzień po decyzji bandytów „Zagona” i „Barłogi” o obciążeniu Bezpieczeństwa odpowiedzialnością za dokonaną przez WIN-owców zbrodnię, Sekretariat Naczelny PSL wystąpił z interpelacją oskarżającą Bezpieczeństwo o spalenie wsi Wąwolnica.”
Źródło:
Gazeta Lubelska, 1946 nr 265 [http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/publication/13306/edition/13206/content – dostęp sierpień 2024]
Dodaj komentarz