Sklep

Konto

Szczyty i attyki miasta Lublina

Wesprzyj portal, udostępniając znajomym:

Wśród murów Lublina, w zaułkach pamięci, kryją się świadectwa dawnych epok — nie zawsze docenione, nie zawsze nazwane po imieniu. Miasto to, niegdyś rozkwitające pod skrzydłami królów, dziś milczy skromnie o swoim dziedzictwie architektonicznym. A przecież każda attyka, każdy szczyt, każda linia gzymsu niesie ze sobą głos przeszłości, który wart jest nie tylko wysłuchania, ale i zrozumienia. Tekst poniższy, pochodzący z Ziemi Lubelskiej z roku 1924, to zapis ówczesnej troski o dziedzictwo, próba przywrócenia należnego miejsca architekturze narodowej w mieście, które wiele przechowało właśnie dlatego, że ominął je szaleńczy pęd nowoczesności:

To, że Lublin pod względem swej architektury z dawnej epoki naszych królów jest narazie mało zbadany i opracowany, jest to wynikiem w pierwszym rzędzie tych okoliczności, iż zamiłowanie i badania w ogóle nad narodową architekturą sięgają zaledwie okresu mniej więcej 25—30 lat. Dawniej niestety najzdolniejsze u nas umysły i miłośnicy sztuki całe piękno widzieli poza krajem ojczystym. Był to punkt widzenia nie tylko u nas w Polsce, szczególnie iż byliśmy pod trzema zaborcami, którzy stanowczo w piśmie i słowie nam i całemu światu twierdzili, iż my polskiej architektury nie posiadamy. Również zachwycanie się li tylko klasyczną lub ostrołukową architekturą było objawem zupełnie normalnym i nawet niedopuszczającym innego poglądu, nie tylko u samych Francuzów — którzy jako tacy mają istotnie wspaniałą własną architekturę, ale Anglików, Niemców, narodów północy i Słowian, również i innych narodów całej kuli ziemskiej. Dopiero Anglik Ruskin zaczął nawoływać do badania swego piękna narodowego. Bardzo naturalnie ten trzeźwy pogląd Ruskina, który wymaga oceniać cudze, ale swoje dobrze znać, nie mógł nie przemówić do całego świata, i od tej chwili jest zwrot ku umiłowaniu, badaniu i szukaniu tego wszystkiego, co jest wytworem sztuki i wiedzy własnego narodu.

Z tych to właśnie względów i ze względów gwałtów naszych zaborców nie mogło umiłowanie i poznanie naszych narodowych zabytków tak szeroko być posunięte, jak na to zasługują. Lublin jest właśnie jednym z tych miast, które zawdzięczając, iż Bóg mu dał w przeszłości wspaniałą historię, potem zaś zeszedł do rzędu pośledniejszych miast i nie przeżywał on tego gorączkowego ruchu budownictwa, którym się odznaczały kilka lat ostatnich zeszłego wieku i początku obecnego — a w którym to okresie właśnie nie doceniając własnej architektury, bezwiednie wiele pięknych zabytków zniszczono lub zupełnie wadliwie przerobiono. A więc zawdzięczając mniej pilnej gorączce budowlanej, przechowało się w Lublinie sporo szczegółów i fragmentów architektonicznych, które mają cały urok w sobie dawnej naszej architektury.

Ażeby tylko sobie pobieżnie je uprzytomnić, musimy myślą przenieść się do kościoła N. Marji Panny, dziś Wizytkowskim zwanego, do kościoła Dominikanów, do Bernardynów, na Zamek do Św. Trójcy, Karmelitów, Augustjanów, Jana Bożego i Św. Ducha i jeszcze do wielu innych. Gdy je sobie uprzytomnimy, to od razu nam jasno stanie przed oczyma, iż są one pomiędzy sobą — niektóre podobne, niektóre zupełnie odmienne. Ta właśnie okoliczność jest przyczyną, iż warto i należy o nich szerzej mówić i z niemi się zapoznać.

Najstarszym od czasów Władysława Jagiełły do nas dochowanym szczytem, rozumie się nie bez pewnych zmian, jest szczyt na kościele N. Marji Panny, dziś Wizytkowskim zwanym. Ten szczyt o typowym polskim wyglądzie, o znacznej spadzistości i laską idącą przez sam środek szczytu, jest bezwzględnie najwięcej zbliżonym do szczytów krakowskich, takich jakie tam posiada kościół Bożego Ciała lub św. Katarzyny. Szczyt ten jeszcze nosi na sobie wyraźne piętno epoki ostrołukowej. Już odmiennym jest szczyt kościoła św. Stanisława, to jest O.O. Dominikanów, bo chociaż sam kościół jest wcześniejszego powstania, bo z okresu panowania króla Kazimierza Wielkiego, to jednak szczyt pierwotny do czasów naszych nie dochował się, lecz będąc mocno podniszczonym w czasie pożaru w roku 1505, został on z powrotem wznowiony dopiero około 1552 r., o nieznacznie mniejszej spadzistości i o zupełnie innym podziale. Nosi on na sobie obecnie wyraźne piętno renesansu, tj. epoki odrodzenia. Na nim znajduje się cały szereg pilastrów i poziomych gzymsów, i gdyby nie te już do baroku zbliżające się zakończenia stopni spadzistości, należałoby ten szczyt odnieść do epoki rozkwitu polskiego renesansu. Postumenciki, stojące na stopniach szczytu, są jeszcze zupełnie renesansowe. Trzeba być zupełnie nieczułym na piękno, by patrząc na te dwa szczyty, na jeden z Kapucyńskiej, a na drugi z Rynku przez Złotą, nie przyznać im majestatycznego piękna i swojskości.

Źródło:

Ziemia Lubelska 1924, R. 20, nr 155

W tym miesiącu wspierają Nas:

Zapraszamy na nasze pozostałe serwisy:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ostatnie wpisy

Obserwuj nas

Nasze portale