Twój koszyk jest obecnie pusty!
Brak budynków, niedostatek nauczycieli, opór rodziców. Ale też pierwsze oznaki poprawy.
W listopadzie 1923 roku „Placówka Lubelska” opublikowała rozmowę z inspektorem szkolnym Płużańskim, który przedstawił szczegółowy obraz szkolnictwa powszechnego we wsiach powiatu lubelskiego. Z jego relacji wyłania się obraz ogromnych trudności organizacyjnych, ale też rosnącej świadomości społecznej w zakresie edukacji.
Jak relacjonował inspektor, większość szkół wiejskich znajdowała się w stanie opłakanym. Brakowało odpowiednich budynków szkolnych – nauka często odbywała się w wynajmowanych izbach, ciasnych, słabo oświetlonych i nieprzewiewnych. Tylko te szkoły, które miały szczęście działać w dawnych budynkach rosyjskich, mogły liczyć na lepsze warunki. Nie lepiej było z mieszkaniami nauczycieli – równie ciasnymi i skromnymi.
W 1923 roku powiat lubelski dysponował zaledwie kilkunastoma szkołami w każdej gminie.
Z danych inspektora wynikało m.in., że:
W niektórych miejscowościach – jak Krężnica Jara czy Strzeszkowice – powstawały nowe szkoły dzięki wsparciu lokalnych właścicieli ziemskich i samych włościan.
W całym powiecie liczba nauczycieli wynosiła około 400, podczas gdy etatów było 668. Część stanowisk pozostawała nieobsadzona z powodu braku wykwalifikowanych sił pedagogicznych. W samym Lublinie pracowało wówczas ponad 230 nauczycieli.
Inspektor podkreślał, że ideałem szkolnictwa powszechnego jest szkoła siedmioklasowa, ale z powodu trudności organizowano głównie szkoły trzy- i czteroklasowe. Aby obejmować nauką jak największy obszar, łączono wsie w tzw. jednostki szkolne, a poszczególne oddziały rozdzielano między pobliskie miejscowości.
Jednym z największych problemów był opór rodziców. Wielu z nich nie godziło się, by dziecko uczęszczało do szkoły w sąsiedniej wsi, jeśli w ich własnej istniała choćby jedna izba lekcyjna.
Najwięcej trudności pojawiało się jesienią – we wrześniu rodzice często domagali się przesunięcia rozpoczęcia nauki na październik, tłumacząc się pracami polowymi. Niektórzy woleli zapłacić karę niż posłać dziecko do szkoły.
Nauczyciele, mimo szacunku, jakim zaczęto ich darzyć, spotykali się z niechęcią w codziennych sprawach. Włościanie wstydzili się sprzedawać im swoje produkty spożywcze, a darować ich nie chcieli – co utrudniało nauczycielom zdobycie podstawowych artykułów, jak masło czy jaja.
Stosunek właścicieli ziemskich do szkolnictwa był zróżnicowany – jedni zachowywali obojętność, inni pracowali z zapałem w dozorstwach szkolnych i wspierali budowę placówek.
Szczególnie pozytywnie wyróżniali się właściciele majątków w Strzyżewicach, Piotrowicach, Chodlu, Woli Gałęzowskiej, Bełżycach i Mełgwi.
Jak zauważył inspektor Płużański, obywatele ziemscy powiatu lubelskiego na tle innych regionów kraju odnosili się do szkolnictwa wyjątkowo życzliwie.
Źródło:
W tym miesiącu wspierają Nas:
Zapraszamy na nasze pozostałe serwisy:
Zostań naszym partnerem. Zapoznaj się z pakietami reklamowymi
od 49 zł / miesiąc
Obserwuj nas
Dodaj komentarz