Halina Sadkowska
Największe bombardowanie było 9 września. Ciocia wysłała mnie po zakupy na wojnę, bo to zapasy robili. Na ulicy Kapucyńskiej stał taki wielki hotel Victoria. Na dole był piękny sklep taki kolonialny pana Grochowskiego, przepiękny, tak pięknie uposażony. No i wyszłam, to była sobota piękna sobota 9 września 1939 roku. Piękne słońce, idę, a jeszcze mi ciocia kazała zajść do pani Dmowskiej. Wszystkie sklepy były prywatne. Dopiero tuż przed wojną zaczęło to Społem rozwijać. Poszłam do tego sklepu, tam tak kawa pachniała, bo kawa była na dole, taka palarnia kawy, takimi schodkami się schodziło. Nagle sygnał, już trzeba uciekać, samoloty. Nas wszystkich zgonili do tej palarni. Nagle trzask! W ten hotel Victoria trzasnęło. Wszyscy uciekajmy. Ja pamiętam z tymi ludźmi przez tą wystawę uciekałam i w nogę się strasznie skaleczyłam, bo szkło było rozbite. Chcę iść do Bramy Krakowskiej, krzyczą: „Stare Miasto się pali. Katedra się pali. Uciekajcie”. Uciekłam w lewo, to już była ulica Staszica, tu był posterunek policji. Schowałam się z ludźmi do takiego sklepu – optyka, pana Chołowińskiego. Weszłam pod ladę. A tu trzask w tą policję! Walnęli wtedy w tą Victorię, w ten hotel, walnęli koło poczty, było takie kino „Stylowe” i walnęli na rogu ulicy Kościuszki, tu gdzie jest poczta. Teraz taki plac jest tam z tym pomnikiem poety naszego [Józefa Czechowicza]. Także potem jak tylko był jakiś warkot, czy samochody, czy coś, to ja z tego naszego piętra już do suteryny uciekałam. Strasznie byłam przestraszona. Po południu zaczęto wychodzić. Bo jeszcze okazuję się, że na dole, tam gdzie ten hotel był, tam jeszcze była wielka księgarnia świętego Wojciecha. Paliła się, wyrzucali już te książki, te ruiny. Walnęli też tam, gdzie było takie kino „Korso” z drugiej strony od Staszica. Wszyscy [uciekli] z tobołkami za miasto. Ludzie w panice uciekali z miasta.
Kazimierz Podbielski
Duże bombardowanie było dziewiątego września, byliśmy w piwnicy wtedy. Najbliżej bomby spadły, wydaje mi się, na sąd okręgowy, tylko tam była chyba niewypał, albo coś zburzyły. Pierwszy uszkodzony budynek to był ten narożny, na rogu Hipotecznej i Chopina, róg oderwany. Potem był Poznański Dom Odzieży i sklep materiałów piśmiennych Braci Kestenberg – to było spalone. Następne bomby spadły na Plac Litewski, samochody były spiętrzone, pamiętam to. Tam parę bomb rzucili na Placu Litewskim, jeszcze kino „Corsa” tam było uszkodzone. Potem hotel Victoria, przy poczcie tutaj, kino „Stylowy”, tam gdzie Czechowicz zginął. I tam jak myśmy z ojcem wyszli to pamiętam, że jakaś pani wyrzucała wszystko z balkonu, bo jej dom się palił. To były bomby zapalające i to się spaliło. Następnie poszliśmy pod magistrat. Tam zginął mój wuj inżynier Jankowski. Ciekawostką taką było, że tam woźny złapał bombę i zginął. Dalej hotel koło Bramy Krakowskiej, Stare Miasto zburzone i pamiętam pierwsze trupy na ulicy Kapucyńskiej, tam był bank Morajnego, kantor wymiany i bank. Ładne były sklepy na Kapucyńskiej, taki elegancki sklep pana Zubrzyckiego był na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Kapucyńskiej. Potem sklep pana Plewickiego był taki z materiałami piśmiennymi, wieczne pióra rożne tam były. Poszliśmy dalej, katedra była zburzona i na Narutowicza 13 ten dom był częściowo zwalony, i jak jest Biblioteka Łopacińskiego, to tutaj też był kawałek. Bomby spadły też na plac szkoły ćwiczeniówki, dzisiejszej Unii [Lubelskiej].
Ida Gliksztejn
Mniej więcej o 10 rano rozległ się nad nami warkot ogłuszający i szum olbrzymich skrzydeł. Ledwo zdążyłam spojrzeć w górę, a nasz dom zaczął drżeć od wybuchów. Nie wiadomo skąd tyle przybyłych ludzi znalazło się i sieni naszego domu. Między jedną detonacją a drugą jakaś pani zaczęła opowiadać, jak poprzedniego dnia przejeżdżała przez Kurów. Został on doszczętnie spalony. Wysiadając z auta, potrąciła nogą jakąś ciemną bryłę. Okazało się, że były to zwęglone zwłoki dziecka…
W pewnej chwili wybiegłam na ulicę. Z prawej strony słup dymu i ognia, z lewej to samo. Ludzie uciekają w panice na pobliskie łąki. Wołają że rozsądniej jest wyjść poza obręb murów. Bombardowanie trwało niedługo, ale zniszczenia były ogromne. Cały rynek poszedł w gruzy, wiele domów w Śródmieściu i przy Krakowskim Przedmieściu – głównej ulicy miasta. Spłonął również hotel Victoria, w którym ponoć przebywał tego dnia rząd zbiegły z Warszawy. Potem mi opowiedziano, że dostojnicy szczęśliwie opuścili go na krótko przed bombardowaniem i skryli się w parku sławinkowskim. Ciekawe że trop w trop za nimi udały się bombowce, które zbombardowały cały park i okolicę.
Po południu nastał spokój. Ludzie oglądali zniszczenia. Rodziny poszukiwały się nawzajem i opłakiwały ofiary. Gdy zapadła noc, nie wróciliśmy do domu. Zostaliśmy na łące. Leżeliśmy na trawie i patrzyli w niebo, które było czerwone od łun.
Źródła:
Irena Karczewska, Halina Sadkowska, Kazimierz Podbielski – www.historiamowiona.teatrnn.pl
APMM, Ida Gliksztejn, sygn. VII/0-20.
Dodaj komentarz