Bajka o dwóch braciach

Wesprzyj portal, udostępniając znajomym:

Gniew świętego braciszka ogarnął. O zgodę właśnie, o święte przebaczenie się modlił, o braciach swoich myśląc. Jeszcze go do klasztoru słabe nogi nie donosły, a już tu, na drodze, oczy mu widok bójki zasmuca. Już się więcej dzieci nienawiści uczą, już im gniew i srogość nie obca i nie obca im ta po świecie szerokim chodząca kłótnia…

Zbliża się do nich święty staruszek, rozbroić usiłuje, a kiedy już wreszcie odskoczyli od siebie, ostro ich karcić poczyna. Do nich, do dzieci mówi, a o tamtych myśli. W sercu smutnem, goryczą pełnem, gorące słowa znajduje. O zgodzie mówi, o świętości przebaczenia i miłości. Na podrapane ręce, na posiniałe twarze wskazuje. Do jednego, to do drugiego się zwraca. Nie mówią nic, nie odpowiadają nic zapaśnicy. Oczy czarne sinemi białkami świecą: tylko patrzeć, jak się znów na siebie rzucą. Jeszcze się nie zanosi na pokój, jeno na krótkie broni zawieszenie i rozejm. Widzi to święty staruszek, nie odchodzi i raz jeszcze nauki swoje ponawia. Aż zerwie się młodszy z chłopców, słabszy – drobniejszy, bardziej od starszego posiniaczony, do staruszka poskoczy i, w oczy mu patrząc, a tak gniewnie, jak gdyby i jego na walkę wyzywał, zawoła:

-Z kimże się będę bił, jak nie z nim! On mnie w bok, ja jego po głowie i on do mnie z pięścią, ja do niego z pazurami! My tak co dzień, i nikt nam nic to nie mówi i nie może powiedzieć: przecież my bracia! Jak gdyby ktoś świętemu braciszkowi na rzeczy niepojęte, nieprzeczuwane oczy otworzył…

Twarz smutną, bruzdami zmarszczek zoraną, uśmiech rozjaśnił. Wyprostował się w sobie, poweselał, ręce obie do chłopców wyciągnął, przygarnął, ramionami objął i długo niesforne czupryny gładził.

– Bracia jesteście, bracia, powtarzał…

Nagryzł się tyle, tyle się na martwił, aż mu na schyłku dni z ust chłopcowych pociecha i utulenie serca spłynęło. Teraz już wie, czemu się na jego wzgórzu, w tych świętych murach tak często swary i waśnie zapalają. Wolej by ich nie słyszeć, wolej nie widzieć, ale l1a próżno się tern tyle gorszył i gryzł. Trza widać, żeby było, jak jest, i trza może, żeby się w tej niewoli zakonnej działo tak, jak się dzieje. Bo w czas nędzy i w czas smutku jeszcze się goręcej dusza za Ojczyzną ogląda i żywiej – rozpaczniej do Ojczyzny tęskni. Przyjdzie czas i miejsce przyjdzie, że się waśnie wszystkie wytną, wszystkie spory zamilkną i nieśmiertelne Hosanna w niebo uderzy tam w tej wspólnej, w tej za górami czekającej Ojczyźnie, niezawodniej i świętej.

Na niesforne rozwichrzone głowy znak błogosławieństwa radosny i dziękczynny położył, raz jeszcze obu do serca, weselem przepełnionego, przycisnął, i już raźny, mniej zgarbiony, młodszy o lata całe ku starym, zczerniałym, ale w słońcu świecącym muru podążył.

Strony: 1 2 3

Nowości wydawnicze na Ridero.eu

gwara miasta lublina, gwara lubelska
Rozwój urbanistyczny Lublina w okresie międzywojennym, e-book, książka elektroniczna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *