CZARY
W odległych wiekach wiara w czary szerzyła się po wielu miastach polskich. Osoby posądzane o sprawowanie praktyk sprzecznych z wiarą chrześcijańską nie rzadko kończyły na stosie. Mieszkańcy korzystali z usług czarownic, w sytuacjach kiedy zawodziło dotychczasowe leczenie chorób, czy potrzeba było „zaczarować” ukochanego. J. Riabinin w broszurze „Jeszcze o czarach i gusłach w dawnym Lublinie” opisał kilka niezwykłych przypadków z historii miasta:
Suchoty dziecięce
Niektórzy wierzyli, że dziecko choruje po wpływem jakiejś złej siły. W 1631 roku, gdy na suchoty zachorowało dziecko lubelskiej kaletniczki p. Michałowej Dankowiczowej, kupiła ona szeląg mięsa jałowicznego. Po opatrzeniu z ziołami w dzbanku obmyła 3 razy swoje dziecię. To miało pomóc.
Pępuszek dziecięcy na oślepienie przeciwnika
Również w 1631 roku pod Trybunał stawiła się p. Kowalska z p. Krakowczykową. Do uczciwej Anny, żony Jana Czapnika udała się p. Kowalska z prośbą o pępuszek dziecięcy. Ów pępuszek miał być użyty przez p. Kowalską na oślepienie p. Krakowczykowej.