Twój koszyk jest obecnie pusty!
5 sierpnia 1911 roku, około godziny 10:30 rano, mieszkańców ulicy Szopena, Wieniawskiej i przyległej części Krakowskiego Przedmieścia zaniepokoiły odgłosy strzałów z rewolweru.
Oto co się wydarzyło.
W tej okolicy często kręcił się szesnastoletni wyrostek Feliks Grams. Tego ranka wybrał się na jabłka do ogrodu pana Zaremby, a wracając, jak zwykle zaczął drażnić i przedrzeźniać szewca pana Aleksandra Czwikłę, który mieszkał w domu nr 70, na rogu Krakowskiego Przedmieścia i ul. Szopena. Zirytowany szewc chciał go złapać i dać mu nauczkę, ale Grams rzucił się do ucieczki w stronę Krakowskiego Przedmieścia.
Na jego okrzyk „Łapać go!” zareagował policjant Dawidowski, który ruszył za chłopakiem. Grams wbiegł na posesję pana Gradlego – od frontu wychodzącą na Krakowskie Przedmieście pod numerem 47, a z tyłu połączoną z bezimiennym zaułkiem między domami państwa Izraelity i Turczynowicza. Na terenie posesji znajdowało się wiele małych domków z ogródkami i wąskie podwórza, oddzielone płotkami, ale połączone furtkami.
W momencie, gdy Grams wbiegł na podwórze, przebywał tam pan Nakonleczny z dwoma innymi mężczyznami, a w ogródkach bawiły się dzieci. Widząc uciekającego chłopaka i goniącego go funkcjonariusza, chcieli go zatrzymać, ale cofnęli się, gdy policjant wymierzył w ich stronę broń. Grams przebiegł obok i skręcił w stronę zaułka.
Policjant był oddalony zaledwie o dziesięć kroków i mógł łatwo go dogonić, mimo to – mimo obecności dzieci i nawoływań dorosłych – oddał jeden lub dwa strzały. Grams najpewniej został trafiony, bo krzyknął głośno, ale dalej uciekał. Dopiero po trzecim strzale, już w bocznej uliczce, padł tuż przed wejściem do dawnego kiosku „Sfinks”.
Został podniesiony i odwieziony do szpitala Sióstr Szarytek przez miejskiego felczera pana Morawskiego. Był ciężko ranny w okolice lewej łopatki – kula utkwiła głęboko.
Według zebranych informacji Feliks Grams nie ma ojca, jest wyznania ewangelickiego i kilka lat temu uczęszczał do szkółki przy miejscowym zborze protestanckim. Nie cieszył się dobrą opinią. W wyniku nieszczęśliwego wypadku podczas gimnastyki stracił prawą rękę, ale nauczył się pisać lewą. Mimo to był tak nieposłuszny, że został usunięty ze szkoły.
Przez jakiś czas pracował w różnych sklepach, potem sprzedawał „Gońca Polskiego”, ale najczęściej włóczył się bez celu. W dzielnicy był dobrze znany – uchodził za drobnego złodziejaszka.
W „Kurjerze” zwrócono uwagę, by władze policyjne ograniczyły zapędy swoich funkcjonariuszy do sięgania po broń w błahych sytuacjach – zwłaszcza gdy nie wiadomo nawet, dlaczego ktoś ucieka – i to na ruchliwych ulicach, gdzie łatwo może dojść do tragedii z udziałem postronnych, niewinnych osób.
Źródło:
Zdjęcie – Róg Szopena i Krakowskiego Przedmieścia, lata 30′, fot. L. Hartwig, domena publiczna – https://bc.wbp.lublin.pl
W tym miesiącu wspierają Nas:
Pomagamy
Zostań naszym partnerem. Zapoznaj się z pakietami reklamowymi
od 49 zł / miesiąc
Obserwuj nas
Dodaj komentarz